Elżbieta i Łukasz Poloczkowie (Międzywojenna)
O urokach klimatu z epoki, o sposobach na inspirującą kartę, o dobrze wykorzystanych szansach i o tym, ile dla kulinarnego biznesu znaczą ludzie, opowiadają nam Elżbieta i Łukasz Poloczkowie, właściciele pszczyńskiej restauracji Międzywojenna, w której Łukasz jest również szefem kuchni.
Nazwa waszej restauracji w oczywisty sposób kojarzy się z dwudziestoleciem międzywojennym. Skąd pomysł na lokal, który kuchnią i stylistyką nawiązuje do tego okresu? Czy jest coś, co szczególnie wpłynęło na waszą wizję?
Wszystko zaczęło się od pomysłu na restaurację z kuchniami polską i śląską, bo w takim profilu najlepiej się czuję i najbardziej lubię pracować. Oboje pochodzimy z gminy Pszczyna i całe życie w niej mieszkamy, znamy lokalny rynek, wiedzieliśmy więc, czego brakuje na pszczyńskiej starówce i jak tę lukę wypełnić. Poszukiwania lokalu zajęły nam sporo czasu – miejsce, w którym dziś działa Międzywojenna, wydawało nam się idealne i nieraz wspominaliśmy o nim w naszych rozmowach, dlatego gdy tylko ogłoszono na nie przetarg, przystąpiliśmy do niego. Kamienica pod adresem Rynek 3 jest najstarszą kamienicą na pszczyńskim rynku, w dodatku wpisaną do rejestru zabytków, co okazało się kolejnym puzzlem pasującym do naszej układanki.
Koncepcja nawiązania do lat międzywojennych pojawiła się w zasadzie, gdy zaczęliśmy kompletować meble i wystrój lokalu. Z pomocą przyszedł nam zaprzyjaźniony antykwariat. Międzywojnie to bardzo bogaty czas w naszej kulturze i sztuce, ale także w gastronomii, na którą silny wpływ miały wówczas trendy z kuchni francuskiej i żydowskiej. Życie po I wojnie kwitło, ludzie chętnie wychodzili, brakowało im normalności... My otwieraliśmy restaurację w pandemii, również w okresie wielkiej tęsknoty za normalnym życiem. Wszystkie te puzzle złożyły nam się w jedną całość, którą nazwaliśmy Międzywojenną.
Podobno w okresie międzywojennym gastronomię prowadziła w tym miejscu żona oberżysty Richarda Frickego? Zależało wam na stworzeniu miejsca, które nie tylko nazwą będzie odwoływało się do historii?
Kamienica, w której prowadzimy Międzywojenną, od początku związana była z gastronomią – początki takiej działalności sięgają połowy XIX wieku, kiedy otwarto tu winiarnię. Od końca XIX wieku właścicielami kamienicy byli kupcy towarów kolonialnych. Ostatni z nich, Richard Fricke, był oberżystą – prowadził restaurację i winiarnię. Po śmierci Frickego w 1921 roku jego działalność kontynuowała żona Gertruda. W latach międzywojennych prowadziła lokal gastronomiczny drugiej kategorii, który mógł być otwarty do godziny 22.00, natomiast po uzyskaniu socjalnego pozwolenia władz mogła wydłużyć godziny przyjmowania gości do 24.00. Tak naprawdę chcieliśmy kontynuować to, co od wielu lat w tej kamienicy funkcjonowało, nie tracąc klimatycznej specyfiki tego wyjątkowego budynku.
Warto wspomnieć o przejęciu epokowego umeblowania po zamkniętej wcześniej Frykówce. Wielu właścicieli pokusiłoby się o stworzenie wszystkiego od nowa. Skąd decyzja o zachowaniu przedmiotów z dawnego lokalu?
Meble, które odkupiliśmy od właściciela Frykówki, pasowały do naszej koncepcji restauracji. Pomysł był taki, by wykorzystać meble, a jednocześnie stworzyć w lokalu zupełnie inny klimat.
Jakie wyzwania czekały was na początku?
Wyzwań było naprawdę sporo. Nadal trwała pandemia, nałożone były ograniczenia dotyczące liczby osób, mogliśmy zapraszać gości do co drugiego stolika. Nasza restauracja powstała w miejscu, gdzie przez wiele lat funkcjonowała wspomniana, dobrze znana wszystkich okolicznym mieszkańcom i wielu turystom, Frykówka – nie było więc możliwości, by nas nie porównywano. W dodatku prywatnie, jako rodzice dziesięciomiesięcznego dziecka, musieliśmy nauczyć się funkcjonowania w nowej rzeczywistości i lepszej organizacji czasu. :) Mimo tak wielu wyzwań wspominamy jednak ten czas z uśmiechem i ogromnym sentymentem.
Czy był jakiś szczególny moment podczas tworzenia Międzywojennej, który wspominacie do dziś?
Pierwsza jedynka w opiniach na Google, którą dostaliśmy w godzinach porannych w wigilię. Tym bardziej że oboje doskonale pamiętaliśmy to przyjęcie i zupełnie się jej nie spodziewaliśmy. To chyba najbardziej zapadło nam w pamięć z takich przykrych doświadczeń. Za to miłych wspomnień mamy całą masę – przy otwarciu spotkaliśmy się z ogromnym ciepłem ze strony gości. Były rozmowy, uściski, gratulacje, wyrazy wsparcia i toasty za nasze powodzenie.
Moment otwarcia Międzywojennej przypadł na czas, w którym świat się nagle zatrzymał. Jak pandemia wpłynęła na waszą restaurację i jakie lekcje wynieśliście z tego trudnego okresu?
Tak naprawdę pandemia dała nam możliwość otwarcia Międzywojennej. Wiele lokali niestety nie przetrwało tego trudnego okresu, a my? My byliśmy parą młodych ludzi z wielkim wspólnym marzeniem. :) Świat się zatrzymał, ale ludzie łaknęli normalności, czekali na ponowne otwarcie gastronomii. Dało nam to ogromną szansę – od samego początku na brak gości nie narzekaliśmy. Chociaż – nie ukrywamy tego – czasem mieliśmy wrażenie, że otoczenie, nasi przyjaciele i rodzina pomimo trzymanych za nas mocno kciuków z obawami obserwowali, co z tego pomysłu w tak trudnym czasie wyniknie.
Koniec końców wszystko się udało i dziś Międzywojenna cieszy się wielkim powodzeniem!
Faktycznie na brak gości wciąż nie narzekamy :), ale nie popadamy w samozachwyty – staramy się nadal szkolić, rozwijać i doskonalić.
Jak opisalibyście atmosferę w Międzywojennej? Co uważacie za kluczowe w tworzeniu zachęcającego, przyjaznego miejsca?
Staramy się, żeby było autentycznie – domowo i smacznie. Swoich stałych gości znamy osobiście, zawsze wymienimy z nimi kilka zdań, poślemy im uśmiech. Menu staramy się komponować tak, by każdy znalazł coś dla siebie. Mamy tatara i galert na wieczory w męskim gronie, mamy sałatki i dobre wino na babskie pogaduchy, ale mamy także menu dla dzieci, które jak wiadomo są największymi kulinarnymi krytykami. Gdy przychodzą do nas całe rodziny, najmłodsi dostają kolorowanki – to dla rodziców szansa na ciepły posiłek. Ponadto jesteśmy otwarci na wszystkie spostrzeżenia i pomysły, każda rozmowa z gośćmi, każda ich sugestia, czegoś nas uczy.
Które z waszych dań są wam szczególnie bliskie? Zdradzicie nam historię któregoś z nich?
Łukasz: Dla mnie takim daniem jest rolada śląska. Przygotowujemy ją tak, jak od zawsze przygotowywano ją w mojej rodzinie. Farsz jest krojony w paski – nie mielony czy krojony w kosteczkę – wiążemy ją nicią. Ma smakować jak w domu, przywoływać wspomnienia.
Ela: Mnie szczególnie bliskie są pierogi, bo to smak dzieciństwa... Tym bardziej że w Międzywojennej lepią je moi rodzice!
Kolejny miły dowód na to, że Międzywojenna to przedsięwzięcie rodzinne... :) A składniki? Nie jest tajemnicą, że wyjątkowe dania tworzą równie wyjątkowe składowe. W jaki sposób je dobieracie, na co zwracacie uwagę?
Jakość produktów ma dla nas ogromne znaczenie. Lubimy korzystać z produktów lokalnych, ale nie zamykamy się na wysokiej jakości towary importowane. Jednym z ulubionych dań naszych gości jest „Sztuka mięsa”, czyli przyrządzany po naszemu schab z przerostem boczku z oferty Chefs Culinar. Nasi goście nie wybaczyliby nam również, gdybyśmy z menu usunęli pstrąga – bardzo doceniamy jakość polskich gospodarstw rybnych, w Chefs Culinar zamawiamy ryby z gospodarstwa w Zielenicy.
Jakie opinie i komentarze zwykle dostajecie? Któreś z nich szczególnie was zaskoczyły lub zainspirowały?
Goście cenią nie tylko naszą kuchnię, ale także klimat panujący w restauracji, ze szczególnym uwzględnieniem muzyki w tle – często to podkreślają. Zachwycają się utworami Mieczysława Fogga czy Eugeniusza Bodo, a my łapiemy się na tym, że śpiewamy je już pod prysznicem. :)
Jakie są wasze najważniejsze cele rozwojowe na najbliższe lata? Planujecie wprowadzenie nowych usług?
Naszym najważniejszym celem jest utrzymanie sporej, stałej liczby gości. Bardzo cieszymy się z każdej wracającej do nas osoby, wraz z naszymi gośćmi tworzymy swojego rodzaju społeczność Międzywojennej :), znamy się, lubimy. Jakiś czas temu wprowadziliśmy usługi cateringowe, mamy także salę okolicznościową i organizujemy przyjęcia. Chcielibyśmy przede wszystkim utrzymać wysoki poziom tych usług. W najbliższych planach czeka nas remont sali okolicznościowej – chcemy nadać temu wnętrzu przytulniejszy klimat, a jednocześnie zachować wystrój nawiązujący do epoki. Mamy już projekt i sami nie możemy się doczekać efektu końcowego.
A gdybyście mieli wskazać jeszcze jedną epokę, która was inspiruje?
Każda z epok wniosła coś do historii i jest w jakiś sposób inspirująca. Posłużymy się więc cytatem: „Jeśli chcesz zrozumieć dziś, musisz szukać wczoraj”.
Zdecydowanie można was opisać jako tych, którzy uwielbiają, gdy dużo się dzieje. Jak udaje się wam łączyć intensywną pracę w restauracji z życiem osobistym? Macie jakąś strategię zachowywania równowagi?
Nie mamy strategii. Na pewno potrzebne nam są dobra organizacja czasu i wyrozumiałość dla siebie nawzajem. Nie bez znaczenia jest fakt, że ludzie, z którymi współpracujemy, w większości byli naszymi przyjaciółmi lub się nimi stali – tworzą fajną, zgraną ekipę i traktują to miejsce jak swoje. Dzięki temu udaje nam się czasem wyjechać na kilka dni, żeby nie zwariować.
Macie jeszcze przestrzeń na pasje i zainteresowania poza restauracją?
Prywatnie? Kiedy czas nam na to pozwalał, jeździliśmy na motocyklu. Po za tym jesteśmy właścicielami małego zoo – mamy psa, kota i węża. :) Łukasz w wolnej chwili lubi zbierać grzyby i biwakować w lesie. Ela chętnie przytula dobrą książkę lub krzyżówki.