Sergiej Verzhanskyi i Kacper Grabowski (Apteka)
O restauracji z duszą, w miejscu z niesamowitą historią, o kulinarnej pasji, która dla swoich potrzeb sięga do smaczków farmacji oraz o utalentowanych i bez reszty zaangażowanych ludziach – wśród których są szef kuchni Sergiej Verzhanskyi i manager Kacper Grabowski – opowiada właściciel bydgoskiej restauracji Apteka, Paweł Niemirski.
Co wyróżnia Aptekę?
Kamienica została wybudowana z końcem XVIII wieku, na przestrzeni dwóch wieków działały tu głównie apteki – aptekarze przygotowywali lekarstwa w podziemiach budynku. Tworząc w tym zacnym miejscu restaurację – według naszej wiedzy jedyną taką w Polsce – jej nazwą nawiązaliśmy do tradycji.
W innych aspektach lokal też odwołuje się do aptekarstwa?
Oczywiście, z takim zamysłem powstawał. Każdy element był pod tym kątem pieczołowicie przygotowywany. Nawiązania do tradycyjnej farmacji można znaleźć wszędzie, od kuchni po sale konsumpcyjne. Ściany zdobią ręcznie malowane murale przedstawiające dawne recepty, wkradają się tu także motywy inspirowane ziołolecznictwem. Również w przestrzeniach międzyokiennych pojawiają się elementy związane stricte z farmacją – stare księgi, pipety, elementy laboratoryjne – a wszystko to wieczorami podkreślone specjalnym światłem.
No dobrze, a jak wygląda menu? I tutaj w jakiś sposób nawiązujecie do farmacji?
Zgadza się. Króluje głównie kuchnia polska, a sprawcą jej magii jest Sergiej Verzhanskyi – chef, który w mgnieniu oka przygotowuje posiłki pełne aromatycznych przypraw i… miłości. Każdego dnia inspiruje on swoich kucharzy do wymyślania nowych, coraz ciekawszych potraw, a zapachy dochodzące z kuchni przyciągają do Apteki przechodniów przemierzających ulicę Niedźwiedzia. Niektóre dania wydawane są w naczyniach laboratoryjnych, m.in. szalkach Petriego, tacach chirurgicznych, pipetach – w przyszłości planujemy tak serwować całą kartę. Na życzenie gościa do steka podajemy skalpel. Szef kuchni zwraca uwagę na to, aby menu zmieniało się wraz z porami roku, a używane produkty były zawsze sezonowe, świeże i lokalne. Z najwyższą starannością promujemy również naszą kartę – Sergiej dba o to, żeby w postach pojawiających się na naszych profilach społecznościowych wymieniane były składniki odżywcze i żeby podkreślać ich dobroczynny wpływ na zdrowie.
Nie można zapomnieć o słynącym z napojów w iście aptekarskim wydaniu koktajlbarze. Swoją sławę zawdzięcza on w głównej mierze managerowi Kacprowi Grabowskiemu – człowiekowi z pasją, który idealnie odnalazł się w naszej restauracji. Bar to jego żywioł, można by rzec laboratorium, gdzie powstają niezwykłe autorskie połączenia. Syropy z hibiskusa, melisy, tynktury, koktajle-recepty… A wszystko podawane w zlewkach, kolbach i pipetach. Bardzo dużym powodzeniem cieszą się ponadto herbaty – na humor, na zdrowie, na męskość. Mieszanki tych herbat zostały stworzone przez mistrza ziołolecznictwa według starych receptur. Uwierzcie – naprawdę działają!
Zdradzę jeszcze, że od nowego roku jeszcze bardziej przybliżamy się do koncepcji apteki. Nasze menu zmieni nazwę na leksykon dań aptecznych, załoga pojawi się w fartuchach wzorowanych na tych noszonych przez prawdziwych farmaceutów. Opis dań w leksykonie będzie bardzo szczegółowy…
Czy wasi goście są zaskoczeni takimi rozwiązaniami?
Początki były trudne, ale po jakimś czasie nasza popularność zaczęła rosnąć, co nieustannie mnie cieszy. Nasi goście często dyskutują w mediach: jak Apteka, to tylko ta na Niedźwiedzia 11, tam postawią was na nogi… Spotykamy się z bardzo dobrym odbiorem, był to odważny, ale właściwy krok. Działamy również prężnie na lokalnym rynku, ostatnimi czasy udało nam się nawiązać współpracę z Muzeum Okręgowym im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy. Zaproszono nas m.in. do projektu metamorfozy słynnej bydgoskiej Apteki pod Łabędziem. Miejsce przekształcone w muzeum otworzy się dla gości na wiosnę, a my będziemy tutaj mieli punkt z możliwością serwowania ziołowych herbat. Mamy również swój udział w przygotowanej przez Muzeum Okręgowe ekspozycji „Przepis na Bydgoszcz. Kulinarne tradycje miasta i regionu” – w ramach działań związanych z wystawą serwujemy danie z gęsią w roli głównej, przyrządzane na podstawie przepisu pochodzącego z 1933 roku. Tym samym włączamy się w powstający właśnie miejski szlak kulinarny.
Jakie są wasze plany na przyszłość?
To wciąż trudny czas dla gastronomii – gdyby nie pandemia, z pewnością bylibyśmy dalej. Ale co zrobić, trzeba odnaleźć się w nowej sytuacji. Ma to swoje dobre i złe strony. Wśród pozytywów trzeba wyróżnić załogę Apteki – ludzi z prawdziwą pasją, którzy rozumieją nasz projekt. Ludzi, którzy byli z nami wcześniej i zostali mimo przeciwności losu. Należą im się za to ogromne podziękowania. A plany dotyczą kolejnych Aptek, oczywiście w miejscach związanych z historią farmacji – inaczej sobie tego nie wyobrażamy.