Wojciech Kowalski i Maria Pietrzykowska (Zic Zac Diner)
O zaletach specjalizacji i standaryzacji, niechodzeniu na kompromisy, amerykańskich klasykach, którym towarzyszą dzisiaj pastrami i formuła śniadaniowa, a także o tym, że trzeba ufać instynktowi, a wyzwania zamieniać w cele, mówi Wojciech Kowalski, właściciel i szef kuchni szczecińskiej restauracji Zic Zac Diner, w zarządzaniu którą wspiera go Maria Pietrzykowska, manager.
Zdaje się, że ktoś tu lubi konkrety… ;)
Tak, im więcej konkretów, tym mniejsze straty czasu na domysłach i rozważaniach.
Dlaczego kuchnia amerykańska? Pytanie być może oczywiste, ale uzasadnione, jeśli chce się poznać twoje kulinarne fascynacje i genezę twojej restauracji.
Oczywiście ma to związek z moją obecnością w Stanach i poniekąd fascynacją tamtejszą kuchnią, zwłaszcza tą prostą, bez udziwnień i wyszukanego serwisu, a jakże smaczną i trafiającą w podniebienia.
Z jednej strony dobrze, gdy restauracja się w czymś specjalizuje – wtedy wchodzi na wyżyny jakości, staje się ekspertem w swojej kategorii. A z drugiej od razu pojawia się pytanie: ta „amerykańskość” cię nie ogranicza?
Dobrze jest mieć w swoim menu coś dla każdego. Ja jednak wolę się skupić na wąskiej specjalizacji. To pozwala mi na lepsze zarządzanie stanami magazynowymi (utrzymanie dobrej jakości produktów dzięki szybkiej rotacji i mniej strat na produktach niewykorzystanych na czas do dań słabiej się sprzedających). Możliwe, że „amerykańskość” mnie ogranicza – pod kątem zarówno samego menu, jak i sposobów na przyciągnięcie gości o innych gustach kulinarnych. Jednak wolę pozostać przy wąskiej specjalizacji i dążyć do perfekcjonizmu.
Jak na kuchnię wyspecjalizowaną, twoja karta zaskakuje liczbą pozycji. Są wśród nich absolutne gwiazdy?
W naszej karcie mamy dziesięć dań głównych, kilka rodzajów burgerów i kanapek na ciepło, dwie zupy i trochę większy wybór pozycji śniadaniowych. To chyba nie aż tak dużo? Absolutnymi bestsellerami są żeberka BBQ, hot wingsy oraz pastrami, które przygotowujemy sami, od oddzielenia mięsa od kości, przez jego oczyszczenie, zamarynowanie i wędzenie, po dalszą obróbkę termiczną. Coraz więcej gości przekonuje się do steków z polędwicy i antrykotu. Twierdzą, że są lepsze od tych, które jadali gdzie indziej. Może to kwestia ras byków, na których mięsie pracujemy, a może odpowiednie traktowanie produktu i szczypta serca dodawanego do każdego dania.
Czy oprócz niepodważalnych klasyków – burgerów, steków, żeberek czy skrzydełek – Polacy zdążyli już pokochać nieco mniej u nas znane kulinarne zjawiska rodem z USA, na przykład szarpaną wieprzowinę albo pastrami?
Jak już wspomniałem, pastrami dość mocno przebija się wśród innych dań, mimo że chodzi tu „tylko” o kanapkę. Cieszy mnie też, że w gusta naszych gości trafiają niecodzienne dla Polaków połączenia smaków, jak te z propozycji śniadaniowych: smażony bekon z jajkiem sadzonym serwowane na słodkim pankejku, a wszystko polane syropem klonowym, albo pszenne tosty smażone w jajku z cukrem pudrem i cynamonem i podawane z (jakże amerykańskim) masłem orzechowym i plastrami banana.
À propos śniadań – to właśnie od nich zaczyna się dzień w Zic Zacu. Sprawdza ci się ta poranna formuła? Przybliżysz nam ją trochę?
Amerykańskie dinery (niedrogie przydrożne restauracje) słynęły z serwowania śniadań nawet 24/7. Poranne posiłki jak najbardziej przyjęły się w Zic Zacu, i to od samego początku, a kawa z dolewką z dzbanka dopełnia klimatu. Okazuje się, że sporo osób chce jeść śniadanie na mieście. Lubię, gdy w weekendy w porze śniadań przychodzą do nas całe rodziny.
Czy twoja filozofia kuchni amerykańskiej dopuszcza propozycje dla wegetarian i wegan?
Ci, którzy znają kuchnię amerykańską, nie będą doszukiwać się w niej potraw wegetariańskich, a tym bardziej wegańskich. W Zic Zacu nie zamykamy się na wegetarian i kilka odpowiednich dla nich pozycji się znajdzie. Potraw stricte wegańskich w naszej karcie nie ma, ale mamy możliwość złożenia takiego dania ze stosowanych przez nas produktów.
Twoje menu skrywa też coś specjalnego dla małych odkrywców Ameryki…
Nie zapominamy o najmłodszych, stworzyliśmy dla nich oddzielne menu. Nie jest ono wyszukane, ale trafia do mniejszych i, co ważne, nie obciąża portfeli rodziców. Porcje są adekwatne do zapotrzebowania małych brzuchów, a to z kolei sprawia, że ceny są o wiele niższe.
Kuchnia Zic Zaca jest wprost stworzona na zimę, a twoje przekąski i przystawki – jakby pisane na karnawałową imprezę. Tatar, krewetki, fire ballsy, nachosy, krążki cebulowe… Co jeszcze poleciłbyś nam w tym czasie?
Nic tak nie rozgrzeje w zimę jak porcja dobrej, pożywnej zupy. Nasze obydwie propozycje są lekko pikantne. Dla tych, którzy już jedli, a wciąż marzną, mamy kilka propozycji, ale już nie z kuchni, a z naszego cocktail-baru.
Stała jakość to pewnie jedna z tych rzeczy, za którą cenią Zic Zaca bywalcy? Co się na nią składa i co pomaga ci ją zagwarantować?
Standaryzacja jest jednym z najważniejszych czynników sprawiających, że goście do nas wracają. Tyczy się ona zarówno obsługi, jak i wyglądu i, co ważniejsze, jakości dań. Tę osiągamy, używając sprawdzonych produktów dostarczanych do nas w większości przez Chefs Culinar. Pomimo ciężkich dla gastronomii czasów nigdy nie zmieniliśmy produktów i na tym polu nie szukaliśmy oszczędności. Będąc w nowo wybudowanym magazynie w Wiskitkach, przekonałem się, że Chefs Culinar podchodzi do produktów z ogromnym profesjonalizmem. Począwszy od wyboru dostawców, poprzez ocenę jakości i przechowywanie (potężne chłodnie i mroźnie), a skończywszy na transporcie (samochody z chłodniami i mroźniami). Dobra jakość produktu jest połową sukcesu na drodze do przygotowania dobrego dania.
Udaje ci się łączyć standardy z sezonowością?
Sezonowość w mojej kuchni jest świetnym dodatkiem niezmieniającym standardów. Chodzi tu głównie o warzywa, które na pewno w sezonie są pod każdym względem lepsze. Na przykład o tej porze roku polecamy zupę dyniową i rozgrzewającą zimową herbatę.
W jaki sposób konfrontujesz tradycyjne amerykańskie smaki z trendami poszukującymi w kuchni lekkości, świeżości, odkrywczości?
W mojej ocenie nie powinno się zmieniać, naginać specyfiki kuchni. Na przykładzie kuchni amerykańskiej – każdy zainteresowany wie, że nie należy ona do lekkich. Stawiając na lekkość lub zmieniając sposób obróbki na zdrowszy, ryzykujemy odejściem od tego, co było naszym pierwotnym pomysłem i co zaakceptowali nasi goście. Tak samo jest z kuchniami, które na przykład oryginalnie serwują ostre potrawy, jednak przepisy są zmieniane na miarę smaku Polaków. Dla mnie jest to już odejście od tradycji.
Jesteś nie tylko szefem kuchni, ale i właścicielem restauracji, dlatego patrzysz na Zic Zaca w szerokiej perspektywie. Co jest dla ciebie największym wyzwaniem? Masz wsparcie w swoich ludziach?
Przede wszystkim jestem właścicielem, taki był zamysł. Jednak z gastronomią związany jestem od 1998 roku i pracowałem na każdym stanowisku – tak jest również w Zic Zacu. Istotnie, pozwala mi to patrzeć na restaurację z szerszej perspektywy i wymagać od pracowników określonych działań i zachowań. W tym wszystkim mam wsparcie managerki, również znającej wszystkie aspekty tej pracy, a dzięki temu potrafiącej egzekwować założone przez nas wytyczne. Stosowanie się do tych założeń sprawia, że wyzwania, jakie niesie za sobą prowadzenie restauracji, stają się celami do osiągnięcia.
Od zawsze wiadomo, że restauracja to też wystrój, atmosfera. Twoi goście lubią amerykańskie klimaty w stylu lat 70.?
Tak, niektórzy są zachwyceni, że wszystko jest spójne i faktycznie odzwierciedla klimat Ameryki lat 70. i 80. Jednak niektórzy nie potrafią do końca utożsamić nas z restauracją. Chcą zjeść „coś na szybko”. Myślę, że jest to błędna interpretacja wspomnianego już pojęcia „diner” (pełna nazwa restauracji to właśnie Zic Zac Diner) – w wolnym tłumaczeniu można być je uznać za odpowiednik polskich jadłodajni z mielonym i kaszą gryczaną. Tymczasem nie powinno się wszystkiego tłumaczyć dosłownie. Dlaczego nie zaufać instynktowi: wchodzę do klimatycznego lokalu, widzę stoliki, obsługę kelnerską i drzwi z bulajem, przez który łatwo dostrzec najprawdziwszą kuchnię. Za to żadnego obracającego się za barem rożna z kebabem... Wszystko to mówi, że pomimo panującej tu luźnej atmosfery, jestem w restauracji.
Myślisz o powiększeniu skali? Widzisz Zic Zac Diner w innych miastach, nad morzem albo jako sieć, czy licz się tylko tu i teraz?
Na tę chwilę ekspansja nie wchodzi w grę. Do tego potrzebne są środki finansowe i, co ważniejsze, ludzie. A znalezienie tych jest zadaniem trudnym, nie mówiąc nawet o tym, że powinni być to ludzie kompetentni, zaangażowani i umiejący współpracować, żeby restauracja mogła osiągać zamierzone cele.
Masz postanowienia na ten rok? Czego Ci życzyć?
Pandemia i lockdowny nauczyły mnie nie planować i nie zakładać. Przetrwanie każdego kolejnego miesiąca jest małym sukcesem. Niewątpliwie potrzebne są tego cierpliwość i wytrwałość. I chyba tego bym sobie życzył.