Zbigniew Rzońca i Krzysztof Garbaty (Kurna Chata)
O trzech lokalach w bliskim sąsiedztwie, bogactwie smaków staropolskich i sztuce łączenia ich z nowymi, spójności doświadczenia restauracyjnego oraz zespole, który jest jak rodzina, opowiadają właściciel restauracji Kurna Chata w Świnoujściu Zbigniew Rzońca oraz szef jej kuchni Krzysztof Garbaty.
Kto pyta dziś o Kurną Chatę, słyszy: o którą chodzi? Bo Chaty są już trzy, prawda? Kiedy na wybrzeżu wykiełkował pomysł na restaurację hołdującą staropolskim tradycjom? Jak to się zaczęło? Historia pierwszej gospody sięga naprawdę odległych lat…
Powstanie pierwszej Kurnej Chaty było naturalnym efektem pomysłu na siebie i tego, czym chcemy zająć się z żoną zawodowo. Wcześniej już mieliśmy doświadczenie w prowadzeniu pizzerii, jednak wiedzieliśmy, że chcemy iść w kierunku tradycji i tego, co sami lubimy najbardziej. Miejsce, w którym znajduje się pierwsza Kurna Chata jest nieprzypadkowe. To właśnie tutaj w latach 60. ubiegłego wieku znajdowała się drewniana gospoda z klepiskiem i ogniskiem pośrodku, słynąca ze wspaniałego jedzenia i chłodnego piwa z pianką. Niestety pod koniec lat 80. gospoda doszczętnie spłonęła, a na jej miejscu powstał obecny budynek mieszkalny z naszą restauracją. Otwierając restaurację w tym miejscu, staliśmy się niejako kontynuatorami wizji tego miejsca i świadkami jego wspaniałej historii.
A co z pozostałymi dwoma? Dlaczego wszystkie trzy restauracje powstały w tak bliskich sobie lokalizacjach? Pierwszą i drugą Chatę dzieli zaledwie trzysta metrów!
Pierwsza Kurna Chata istnieje od 2003 roku. Przez te lata ciężko pracowaliśmy na miano kultowej restauracji z bardzo dobrą kuchnią i rzeszą stałych klientów. Niewielkie gabaryty restauracji i – nie ukrywam – długie kolejki w oczekiwaniu na stolik sprawiły, że podjęliśmy decyzję o otworzeniu drugiej restauracji. Początkowo była to jednak Rybna Chata, bo taki projekt był w naszych głowach od dłuższego czasu, bardzo chcieliśmy zmierzyć się z nowym wyzwaniem, proponując naszą wizję restauracji serwującej ryby, i uważam, że w stu procentach nam się to udało. Rybna Chata działała przez 5 lat, potem przyszedł czas na zmianę. Trochę pod naciskiem naszych gości, a na pewno z racji możliwości miejsca, zmodyfikowaliśmy profil restauracji i tak Rybna Chata stała się Kurną Chatą II. Kurna Chata III jest dopełnieniem dwóch poprzednich. A to, że wszystkie lokale są akurat w tak bliskich lokalizacjach, to tak naprawdę przypadek, który okazał się bardzo wygodny dla naszych gości. W razie potrzeby wolnego stolika można poszukać tuż obok.
Kurna Chata w każdym aspekcie odzwierciedla swoje wartości – wierność tradycji, gościnność, stałą jakość. Kuchnia łączy się z wystrojem i podejściem do gościa, wszystko jest przemyślane, nieprzypadkowe. Jak udaje się wam wykreować to wrażenie spójności?
Nie można niczego udawać i podejmować decyzji wbrew sobie. Tradycja jest wpisana w nasze restauracje i wokół niej budujemy ich koncept. Wszystko jest spójne, bo wtedy czujemy, że to miejsce jest prawdziwe. Nie można oddzielić tego, co goście dostają na talerzu od przestrzeni, w jakiej spożywają posiłek – dbałość o detale wiele dla nas znaczy.
Podobno aranżacja waszych wnętrz ma głębszy sens – chodzi nie tylko o zachowanie tradycyjnej stylistyki, ale również o wsparcie lokalnych rzemieślników…
Od wielu lat wspólnie z żoną jeździmy po całej Europie na jarmarki rękodzieła. Żyjemy w czasach, w których coraz bardziej odchodzi się od tradycji, od tego, co przez wieki było wpisane w naszą kulturę. Dla nas bardzo ważną sprawą jest wykorzystywanie zanikającego rzemiosła, wspieranie i docenianie ludzi, którzy mają niesamowite umiejętności i przekazują je z pokolenia na pokolenie. Każda dekoracja w naszych restauracjach niesie za sobą jakąś historię. Wiemy, skąd pochodzą te rzeczy i jak powstały.
Teraz pytanie do pana Krzysztofa – jak to się stało, że z dalekiej Lubelszczyzny trafił pan na Pomorze Zachodnie? Co w tych stronach ujęło pana najbardziej? Wciąż sięga pan do smaków z rodzinnych stron?
Moja historia zaczęła się od… ogłoszenia na jednym ze znanych portali. Odpowiedziałem na nie, przyjechałem na kilka dni próbnych i zostałem na dobre. Zaryzykowałem, zostawiłem wszystko – i nie żałuję. Teraz mogę już powiedzieć o sobie, że jestem świnoujścianinem, chociaż z zamojską duszą. Zamość ukształtował mnie gastronomicznie, dlatego też często w potrawach przemycam smaki, które znam ze swojego regionu. Staram się łączyć bogactwo kuchni galicyjskiej z kuchnią Pomorza Zachodniego.
Przejdźmy więc do smaków: schabowy kiszony, schabowy w orzechach, podawany w niedzielę rosół z kury (a nie z kurczaka!), golonka, która nie ma sobie równych… Na czym polega wyjątkowość waszych specjalności i która z nich cieszy się największym wzięciem?
Staramy się pokazać tradycję w nowej odsłonie. Stąd pomysły na niektóre dania, jak chociażby kiszony schabowy – niby nadal schabowy, ale na maksa podkręcony! Każdy z nas potrafi wymienić przynajmniej kilka tradycyjnych polskich potraw. Jedni uwielbiają pierogi, drudzy z radością raczą się bigosem, a inni którąś z wielu polskich zup. Co gość, to inny smak – a naszą rolą jest zadowolić nawet najbardziej wyrafinowane podniebienia. Menu ma zawsze początek, ale nie ma końca. Proszę mi wierzyć, że pomysłów mamy na co najmniej kilka kart!
Zastanawia nas, czy kuchnia staropolska jest dostatecznie różnorodna, żeby zachwycić każdego gościa bez względu na dietę i upodobania? Jak wpisać ją w nowoczesność wymagającą kreatywnego platingu, lekkości i sezonowości?
Kuchnia polska to niewyczerpane źródło inspiracji. Jest bazą, na której można zbudować najwspanialsze kulinarne historie. Z radością czerpiemy ze starych receptur, nadając daniom lekkość i świeżość.
W waszych kartach można znaleźć też współczesne smaki i techniki kuchni globalnej. Kurny burger, tomahawk, carpaccio, małże w cydrze, pierożki z krewetkami… Sami zapragnęliście podążać za trendami czy to goście wymogli na was ukłon w stronę światowości?
Pół na pół… Cały czas się rozwijamy, ale oprócz tego wnikliwie wsłuchujemy się w to, co mówią goście. Kulinaria zmieniają się niezwykle dynamicznie, trzeba być otwartym i obserwować, w którą stronę ewoluują smaki i techniki. Wspomniane małże w cydrze, który jest przecież klasycznym polskim produktem z długą historią, to świetny przykład na to, jak łączyć tradycję z nowoczesnością.
A ryby? Słyszeliśmy o gołąbkach z dorszem, steku ze śledzia i śledziu z żurawiną według pewnego rodzinnego przepisu… I o tym, że jako pierwsi w Świnoujściu otrzymaliście certyfikat My Fish. Czy właśnie o świeżej rybce urlopowicze marzą najczęściej?
Wypoczynek nad morzem kojarzy się ze świeżą rybką i turyści chętnie zamawiają takie dania. Być nad morzem i nie zjeść ryby to tak, jakby w górach nie zjeść oscypka. Gołąbki z dorszem to topowa pozycja w naszym menu. Śledź z żurawiną robiony według receptury mojej teściowej na stałe wpisał się w naszą kartę. Certyfikat My Fish rzeczywiście otrzymaliśmy jako pierwsi w Świnoujściu – był dla nas potwierdzeniem, że dobrze wykonujemy swoją pracę i że idziemy w dobrym kierunku.
Jak często w tak wyspecjalizowanej kuchni zmienia się kartę?
Zmiana karty jest tożsama z dopasowaniem się do sezonowości produktów, na których bazujemy. Zmieniamy ją trzy razy do roku, bo lato i jesień z racji warunków pogodowych wpisują się tu w jeden klimat.
Dzisiejsza kuchnia duży nacisk kładzie na wspomniany już plating, czyli sztukę podawania dań, dekorowania talerza. Czy jest to wyzwanie, jeśli wszystko – zgodnie z tradycją – serwuje się na drewnie, patelni albo w garnuszku?
Nie bez powodu ktoś powiedział, że je się oczami. Wystrój wnętrza narzuca pewna estetykę, stąd pomysł na podawanie potraw na specjalnie do tego przygotowanych deskach. Rzeczywiście podajemy zupę w emaliowanych rondelkach, a wybrane dania prosto z patelni. Cały czas poszukujemy zastawy pasującej do Kurnej Chaty. Mówiliśmy już o tym – pragniemy idealnej spójności.
I wychodzi wam to doskonale! Niezwykle pomysłowo podchodzicie też do menu dla dzieciaków – nazywacie je skrzatami i znajdujecie sposoby na dobrze wszystkim znane grymaszenie: „Nie jestem głodny”, „Wszystko mi jedno”, „Może być”... Opowiecie nam o tym?
Akurat ten pomysł podejrzeliśmy w innej restauracji i tak bardzo nam się spodobał, że postanowiliśmy wprowadzić go w naszych restauracjach. Na pewno wywołuje uśmiech na twarzach małych gości.
Chlubicie się znakiem Dziedzictwa Kulinarnego. Jakie wartości za nim stoją?
Duży nacisk kładziemy na produkty lokalne. Jesteśmy wyspiarzami i chcemy opierać się na tradycji regionu – to wyróżnik naszych dań. Szukamy lokalnych dostawców. Od lat współpracujemy z rodzinnym gospodarstwem Jager. Właściciele hodują warzywa i owoce, które potem przerabiają na przetwory, a te później wykorzystywane są w naszych potrawach. Dziedzictwo kulinarne to także wiedza o tym, co i jak powstało. Ciekawi nas historia dań, stosowane kiedyś techniki – chcemy, by nasze dania były kontynuacją dawnej kuchni, szczególnie tej z naszego regionu.
Wśród waszych gości więcej jest stałych świnoujskich bywalców czy turystów? Wchodząc na social media Kurnej Chaty, nietrudno zauważyć, że odwiedzają was też – i chwalą w komentarzach – goście z Niemiec.
Jesteśmy miastem turystycznym i siłą rzeczy większość naszych gości to turyści, a że dodatkowo Świnoujście to miasto graniczne, bardzo duża liczba naszych gości to właśnie turyści z Niemiec. Mamy też stałych gości lokalnych, z czego bardzo się cieszymy. To, że te same osoby wielokrotnie do nas wracają, świadczy o jakości naszej pracy… Każdy gość jest dla nas równie ważny, każdego traktujemy z tym samym szacunkiem.
Często zdarza się wam organizować przyjęcia i imprezy? Wiemy, że jesteście na nie otwarci.
Tak, organizujemy okolicznościowe spotkania przy stole. Dysponujemy salą przygotowaną specjalnie na takie okazje. Chrzciny, komunie, urodziny – zapraszamy do Kurnej Chaty.
Kurna Chata to nie tylko świetna kuchnia na miejscu, ale również wyjątkowe swojskie specjały na wynos – smalec, konfitury i inne przetwory, miody… Skąd je pozyskujecie i czym muszą się charakteryzować, żeby znaleźć się na waszych półkach?
Goście są coraz bardziej świadomi gastronomicznie – czasy, gdy sprzedawało się po prostu produkt, odchodzą w przeszłość. Szukają jakości, autentycznego smaku, niebanalnych połączeń na talerzu. My mamy to szczęście, że współpracujemy z dostawcami, którzy od dawna zajmują się tradycyjną produkcją. Miody kupujemy od zaprzyjaźnionego świnoujskiego gospodarstwa państwa Sawiczów, a masarze z niedalekiego Przybiernowa zaopatrują nas w swoje produkty już od 20 lat. Współpracujemy z małymi firmami rodzinnymi i manufakturami, szukamy dostawców na targach regionalnych.
Powiecie nam kilka słów o waszym teamie? Jak dobieracie ludzi, czego w nich szukacie? Mierzycie się z powszechnym w branży gastro problemem rotacji pracowników?
Pragniemy, by wszyscy nasi pracownicy czuli się ważni i potrzebni, mamy taki sam szacunek dla szefa kuchni i pomocy kuchennych. Staramy się każdego traktować z atencją i zrozumieniem – tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani. Miejsce pracy musi być przestrzenią przyjazną, w końcu codziennie spędzamy tu wiele godzin. Dlatego zależy nam na rodzinnej atmosferze i wzajemnym wspieraniu się. Znamy historie i rodziny naszych pracowników, wspólnie świętujemy urodziny i ważne dla nas wszystkich wydarzenia. Pandemia pokazała nam, jakim jesteśmy zespołem – nikt w tym trudnym czasie od nas nie odszedł, zostaliśmy razem na dobre i złe. To najlepsze świadectwo miejsca pracy, które udało nam się stworzyć.
To prawda, trudno o lepsze świadectwo. Na koniec trochę o przyszłości: macie jeszcze marzenia? Czego wam życzyć? Kolejnych Chat, nowych kierunków? A może po prostu smakowitej stabilizacji ze szczęśliwymi ludźmi w waszych kuchniach i za waszymi stołami?
Kim byłby człowiek bez marzeń? Oczywiście, że marzenia są, choć jeśli pytacie o kolejną Chatę, to dzisiaj te trzy w zupełności nam wystarczą. Z moich (red. Zbigniewa Rzońcy) zainteresowań, preferencji i doświadczenia zrodził się pomysł na restaurację serwującą wyłącznie wołowinę, od dawna chodzi mi to po głowie. A czego nam życzyć? Na pewno jak najmniej stresów i awarii, które są zmorą gastronomii, zdrowia, bo ono wpływa na jakość naszej pracy i zadowolenie gości… Ale przede wszystkim dobrych ludzi wokół i bezinteresownej życzliwości.